Świat się zatrzymał, może nie świat, ale moje serce na kilka sekund na pewno. Leżałem na chodniku na który mnie popchnęła, bałem się poruszyć, bałem się spojrzeć w bok. W końcu wstałem i rozejrzałem się w około. Auto odjechało, nie udało mi się dostrzec rejestracji, a kilka metrów ode mnie leżała Jenny. Podbiegłem do niej, szerzyła się pod nią plama krwi. Trzęsącymi się rękoma wybrałem numer pogotowia i szybko powiedziałem co się stało. Muszę jej jakoś pomóc, pomyślałem. Pochyliłem się nad jej twarzą. Miała oczy otwarte patrzyła na mnie. Udało mi się usłyszeć jak wyszeptała:
- Nie zdradziłam cię z Harrym, kocham cię Nialler. - Zamknęła oczy. Chciałem coś zrobić, musiała wytrzymać do przyjazdu karetki. Nie mogłem sobie za nic przypomnieć jak powinienem zrobić pierwszą pomoc, a przecież byłem na szkoleniu, byłem zły na samego siebie.
- Pomocy, niech mi ktoś pomoże! -Zacząłem krzyczeć. Po chwili w pobliskich domach zaczęły zapalać się światła. Na drogę wyszła pani Fox z na przeciwka. Zobaczyła Jenny i od razu wiedziała co ma zrobić. Odepchnęła mnie na bok i zaczęła jej robić masaż serca. Po chwili w okół nas uzbierał się tłum ludzi. Nie wiem ile czasu minęło, ale miałem wrażenie że wieki zanim nadjechała karetka. Dwóch ratowników podbiegło do Jenny, zbadali jej puls zaświecili latarką po oczach, szybko wzięli na nosze i wsiedli z nią do karetki. Po chwili jeden z nich krzyknął tubalnym głosem:
- Czy jest tu ktoś z rodziny?!
- Nie, ale jestem ja. - Odkrzyknąłem.
- To znaczy? - Spojrzał na mnie unosząc brew.
- Jestem jej chłopakiem, byłem przy wypadku.
- Dobra jedziesz z nami. Zapakowałem się do karetki. Ruszyliśmy na sygnale.
- Proszę pana. - Podeszła do mnie jakaś pielęgniarka. - Niech pan sobie to przyłoży do czoła. - Podała mi bandaż nasączony wodą utlenioną. - Spojrzałem w szybę i dopiero w tedy się skapnąłem że mam rozcięte czoło. Musiałem je sobie rozciąć gdy Jenny popchnęła mnie na chodnik. Postanowiłem zadzwonić do Zayna. Wybrałem jego numer.
- Czego Niall?!
- Zayn, bo Jenny... - Zacząłem płakać, spojrzałem na dziewczynę leżącą na przeciwko.
- Niall co się stało! Dlaczego słyszę sygnał karetki?!
- Jenny miała wypadek. Mógłbyś przyjechać do szpitala?
- Którego?! - Podałem mu nazwę szpitala pod który właśnie zajechaliśmy. Ratownicy szybko przewieźli Jenny na salę operacyjną, a ja opadłem na krzesło w poczekalni. Nawet nie zauważyłem gdy po dziesięciu minutach przyjechał Zayn, Perrie i cała rodzina Jenny. Zauważyłem jednak jak wszedł Harry. Rzuciłem się na niego, to wszystko jego wina. Zayn szybko mnie chwycił i odciągnął.
- Niall! Spokojnie, co się stało?! - Udało mu się zaciągnąć mnie na krzesło. - Co się stało? - Opowiedziałem mu dokładnie przebieg wydarzeń gdy skończyłem Zayn także patrzył na Hazzę z pretensjami.
- Przespałeś się z nią? - Zapytał loczka.
- Nie. Zasnąłem na kanapie. Obudził mnie krzyk Jenny, pobiegłem na górę. Okazało się że spała, musiał jej się przyśnić koszmar. Płakała przez sen. Położyłem się więc koło niej by ją trochę uspokoić i nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Obudził mnie sygnał karetki, w domu nie było ani Nialla, ani Jenny. Bałem się że stało się coś złego, a potem zadzwonił Zayn i... - Zaczął płakać. Spojrzałem na niego. Wiedziałem że chciał dobrze. Usiadłem koło niego i objąłem ramieniem. - No okej, wszyscy jesteśmy dziś zdenerwowani, pogadamy później. - Teraz już w kompletnej ciszy, przerywanej czasem przez płacz mamy Jenny, czekaliśmy na wyniki. Dopiero nad ranem przyszedł do nas lekarz.- Pan i pani Malik?
- To my. - Wstali rodzice Jenny. Lekarz spojrzał na nas. - Mogę mówić tutaj, czy woleliby pójść państwo ze mną do gabinetu?
- Niech pan mówi tutaj. - Powiedziała od razu mama Jenny.
- Jenny żyje. - Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą. - Ale jej stan jest krytyczny. Ma poważne obrażenia, pęknięte żebra, połamane obie nogi, nie wiadomo czy jeszcze będzie mogła chodzić. - Jej mama pisnęła. - Ma jednak wielkie szczęście, bo jej kręgosłup jest cały. - Opadłem znów na krzesło. Jenny jest w śpiączce, może nie będzie mogła chodzić, ale żyje, żyje! Nie wybaczyłbym sobie gdyby zginęła, gdyby oddała za mnie życie.
- Czy możemy wejść na salę ją zobaczyć?
- Dobrze, ale nie wszyscy na raz. Tym korytarze do końca, ostatnie drzwi na lewo. - Poszliśmy tak jak nam kazał lekarz. Najpierw weszła rodzina, a później ja Harry i Perrie. Jenny leżała w pościeli i wyglądała jak anioł. Na twarzy miała kilka szwów gorzej jednak wyglądały jej ręce całe posiniaczone i porozcinane, pełno szwów a tam gdzie się dało miała po podłączane różne kroplówki. Schowałem twarz w dłoniach, to ja powinienem leżeć na tym łóżku. Słyszałem płacz Perrie, widziałem też że Harry ją przytula chcąc jej dodać otuchy, choć sam był blady jak kreda. Weszłam mama Jenny.
- Słuchajcie nie chcę was wyganiać, ale może wróćcie do domów, to była ciężka noc dla nas wszystkich.
- Może jednak ja bym... - Zacząłem, ale mama Jenny mi przerwała.
- Nie, idź Niall, ja z nią zostanę. Jak chcesz to przyjdź, ale później, teraz się prześpij. - Spojrzałem w jej zapłakane oczy. Zastanawiałem się dlaczego jest tak spokojna, dlaczego na mnie nie krzycz, przecież omal nie straciła przeze mnie dziecka. Razem z Harrym pojechaliśmy do mnie do domu. Nie odzywaliśmy się do siebie całą drogę. Wiedziałem że chciał dobrze, ale jednak mógł nie pakować się jej do łóżka. Gdy zajechaliśmy do domu, każdy bez słowa poszedł do swojego pokoju. Padłem na łóżko, a gdy się obudziłem była już 14:00. Zszedłem na dół z zamiarem zrobienia sobie śniadania. Zauważyłem że nie ma Harrego, ale za bardzo się tym nie przejąłem. Po śniadaniu postanowiłem od razu pojechać do Jenny. Mimo że były moje urodziny wcale tego nie odczuwałem. Gdy wyjechałem samochodem za bramę zatrzymała mnie spora grupka dziennikarzy. Opuściłem szybę by poprosić ich o zejście mi z drogi, ale od razu zaczęli bombardować mnie pytaniami:
- Co się tu wczoraj stało?!
- Czy to prawda że Jenny Malik nie żyje?!
- Jak przeżywasz tak bolesną stratę?!
- Jenny żyje! - Wrzasnąłem, aby ich przekrzyczeć. - A teraz jak bym mógł prosić o usunięcie mi się z drogi! - Poznali że jestem zdenerwowany i szybko się odsunęli. Gdy zajechałem pod szpital, zauważyłem kolejną grupkę dziennikarzy. Na szczęście udało mi się im uciec. Poszedłem do sali Jenny. Jej mamy już nie było, za to byli Louis i Liam.
- Zayn powiedział nam co się stało. - Powiedział Liam.
- Myślisz że Harry... - Louis nie dokończył tylko spojrzał na mnie.
- Nie. - Aż sam się zdziwiłem z jaką pewnością to powiedziałem. - Wierzę mu, a tym bardziej wierzę Jenny. Zapewniała mnie że nic nie zaszło. - Spojrzałem na nią, leżała nieruchomo, a urządzenia przy jej łóżku cicho pikały.
- Pielęgniarka powiedziała, że taka śpiączka może trwać bardzo długo. - Spojrzałem na niego. - Dzisiaj powinniśmy wracać do Paula, jechać w trasę.
- Nie jadę! - Powiedziałem stanowczo.
- To samo powiedział Zayn. - Zauważył Louis.
- Niall pomyśl. Jenny jest nie przytomna, nic na to nie pomożesz. Co z koncertami, co z fanami, co powiemy Paulowi?
- Fani zrozumieją, sądzę że już nawet wiedzą o wypadku. A do Paula, mogę zaraz zadzwonić. - To mówiąc wybrałem jego numer.
- Niall w porządku? Pytam, bo wyczytałem że Jenny miała wypadek. - Głos Paula był pełen troski.
- Tak Paul, ja właśnie w tej sprawie. Chodzi o to, że ja i Zayn wolelibyśmy na razie jednak zostać z Jenny, niż jechać w trasę. Chyba rozumiesz?
- Rozumiem już podałem do mediów wiadomość o przesunięciu waszych koncertów.
- Paul jesteś boski, normalnie cię kocham.
- No, no, no, spokojnie z tymi wyznaniami. Pozdrów chłopaków, trzymajcie się i informujcie mnie na bieżąco, do zobaczenia.
- Ha! - Krzyknąłem gdy przerwałem rozmowę. - Przesunął koncerty.
- No to w porządku. - Liam wyraźnie się uspokoił. - Wiesz co my jesteśmy bardzo głodni, więc idziemy do restauracji, chcesz iść z nami?
- Nie ja zostanę. - Powiedziałem siadając na krześle koło łóżka Jenny.
- Ok, tam koło szafki leżą prezenty dla Ciebie. - Powiedział Louis i razem z Liamem opuścili salę. Spojrzałem na twarz Jenny, tak chciałem by otworzyła oczy, uśmiechnęła się, powiedziała coś, cokolwiek. Uśmiechnąłem się do swoich myśli. Ten uśmiech jednak szybko zniknął gdy drzwi się otworzyły, a w nich ukazał się Nathan Sykes.
- Co ty tu robisz? - Zapytałem.
- Przyszedłem odwiedzić przyjaciółkę.
- Nie sądzę by była zadowolona z twoich odwiedzin.
- Wiesz na razie jej nie spytamy o zdanie, bo jak byś nie zauważył to leży nie przytomna.
- Najlepiej zostaw ją w spokoju i się z nią nie spotykaj.
- A coś ty taki opiekuńczy się zrobił? Jak byś na prawdę tak był, to ona by tu teraz nie leżała. - Rzuciłem się na niego, nie kontrolowałem już mojej złości. Nie wiem jak by się to skończyło, gdyby nie Zayn który akurat wszedł do sali. Szybko chwycił mnie za ramiona i odciągnął od leżącego na podłodze Nathana.
- Pojebało cię Niall?! Bójka w szpitalu? O co poszło?
- Powiedział że Jenny leży tu przeze mnie. - Czułem się jak przedszkolak skarżący na kolegę. Zayn spojrzał na Nathana jak na robaka.
- Wynoś się stąd. - Powiedział do niego.
- Bo co?
- Bo pójdę do recepcji szpitala i poproszę ich by cię nie wpuszczali do mojej siostry. - Nathan spojrzał na niego spode łba, ale już nic nie powiedział tylko opuścił salę. Zayn zwrócił się do mnie.
- Sto lat stary. Pozwolisz że prezent wręczę Ci później? - Skinąłem głową. - Słuchaj dzwonili do mnie z policji, chcieliby cię osobiście przesłuchać w sprawie wypadku.
- Jasne. - Zayn podał mi adres i bezzwłocznie pojechałem na komisariat. Tam przyjęło mnie dwóch policjantów proponując ciastka i coś do picia, a gdy powiedziałem że nic nie chcę zaprowadzili mnie do gabinetu komendanta.
- Witam panie Horan. - Przywitał mnie ten barczysty mężczyzna z wąsem na pół twarzy.
- Witam.
- A więc. - Wskazał mi krzesło, które zająłem. - Niech pan zaczyna. - Opowiedziałem o tym jak się pokłóciliśmy (pomijając o co, a raczej o kogo), jak wybiegła za mną na ulicę i jak doszło do samego wypadku. Kiedy skończyłem, komisarz zapytał:
- Czyli nie widział pan rejestracji.
- Nie. - Odparłem. W tym momencie do gabinetu wpadł jakiś policjant. Podbiegł do komendanta i powiedział mu coś szeptem.
- Dobre wieści. - Powiedział komendant do mnie. - Znaleźliśmy nagranie z wypadku. Wygląda na to że znajdziemy winowajcę.
- Proszę mnie o wszystkim informować.
- Oczywiście. - Powiedział komisarz. Wstał podał mi rękę i odprowadził do drzwi. Gdy wróciłem do szpitala w sali Jenny nie było nikogo oprócz brunetki stojącej koło jej łózka. Podszedłem do niej i usłyszałem że płacze.
- Hej. - Powiedziałem. Odwróciła się i spojrzała na mnie.
- Hej. - Odpowiedziała w końcu. - Wiesz może ile będzie w śpiączce. - Wskazała na Jenny.
- Niestety nie. - Westchnęła.
- Dzwoniła do mnie w przeddzień wypadku, obiecała że się nazajutrz spotkamy. - Łzy znów potoczyły się po jej policzkach.- Ty musisz być Beth. - Przypomniało mi się z kim Jenny rozmawiała.
- Tak. - Otarła łzy. - Ja już będę się zbierać, wpadłam na chwilę, przyniosłam kwiaty. - Wskazała na tulipany włożone do małego, niebieskiego wazoniku.
- To miłe z twojej strony. - Uśmiechnęła się, podała mi rękę, po czym wyszła. Ja natomiast zająłem krzesło koło łóżka mojej dziewczyny i kolejne kilka godzin spędziłem na po prostu byciu z nią. Gdy o dwudziestej trzeciej pielęgniarka poprosiła mnie o opuszczenie szpitala poprosiłem ją o jeszcze dziesięć minut, a gdy wróciła udałem że śpię. Pielęgniarka westchnęła, ale nie próbowała mnie już budzić, a nawet przyniosła koc którym mnie okryła. Po chwili rzeczywiście zasnąłem z głową położoną na łóżku Jenny. Następnego dnia rano obudził mnie cichy głos:
- Niall, Niall, Niall wstawaj. - Podniosłem głowę. Koło mnie stała śliczna blondynka, o pięknych niebieskich oczach.
- Hę? - Wysapałem, bo oczy miałem jeszcze lekko zaklejone i nie do końca jarzyłem co się dzieje.
- Hej, jestem Natalia.
- Cześć. - Powiedziałem już radośniej, bo nareszcie udało mi się otworzyć oczy.
- Jestem przyjaciółką Jadzi. - Natalia uśmiechała się pogodnie.
- Kogo?
- O przepraszam, Jenny. - Spojrzała na przyjaciółkę i jej twarz momentalnie z radosnej przeszła w smutną. - Kupiłam bilet, od razu jak się dowiedziałam. Miałam zamiar ją odwiedzić jakoś później, ale ten wypadek i... - Otarła łzy. - I moi rodzice zginęli. - Zaczęła płakać. - Nie mam gdzie się podziać, nie wiem co ze sobą zrobić.
- Hej, spokojnie. - Wstałem i ją przytuliłem. - Spokojnie, możesz zamieszkać na razie u mnie, a gdy Jenny się obudzi, zastanowimy się co dalej.
- Dziękuję, tak bardzo Ci dziękuję. - Powiedziała Natalia w moje ramię.
- Ale nie płacz. - Uśmiechnęła się przez łzy. Nagle drzwi się otworzyły, a w nich ukazał się Harry.
- Jak Jenny? - Zapytał bez ceremonialnie.
- Bez zmian. - Odparłem, wypuszczając Natalię z moich objęć. Harry podszedł do nas.
- Kim jesteś ślicznotko? - Zapytał Natalię która spłonęła rumieńcem.
- Natalia.
- Śliczne imię. - Powiedział całując ją w rękę.
- Bardzo przepraszam, że przerywam tę romantyczną scenkę, ale... - Wszyscy jak na komendę
obróciliśmy się na ten tak dobrze mi znany głos. - Jenny! - Krzyknąłem. Dziewczyna leżąca na łóżku po woli otworzyła oczy. Po dłuższej chwili powiedziała:
- Prawdopodobnie, ale niestety nie mam żadnego pojęcia kim wy jesteście.

Baaaardzo dziękuję ;* Postaram się jak najszybciej dodać <3
OdpowiedzUsuńkurde dzieki . ;- xdd <3
OdpowiedzUsuń